Dni Skupienia Architektów

"Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie. Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna - dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje."

Ps 127

Galeria zdjęć

Miałem mieć kiedyś kazanie o myśli św. Tomasza Apostoła. To było w Krakowie, biegłem do kościoła, a po drodze spotkałem ks. prof. Tischnera. Pytam go, co by powiedział na temat św. Tomasza. Odchrząknął i mówi: „Lucek, w tej Ewangelii najważniejsze jest słówko »mój«”. Idę sobie dalej imyślę, że rzeczywiście Tischner ma rację. Tomasz nagle dotyka rzeczywistości Zmartwychwstałego i widzi tego, którego zamordowano, żywego. Dotyka jego śmiertelnych ran, a on żyje. On je, a nie musi jeść, przenosi się aktem woli z miejsca na miejsce, jest raz rozpoznawalny, a raz nierozpoznawalny, może być w kilku miejscach na raz… To jest zupełnie inna kategoria bytu. Odlot. I Tomasz mówi: „Pan mój i Bóg mój”. Szatan doskonale wiedział, ze Chrystus zmartwychwstał ale on sam nigdy nie wygeneruje: „mój”. I tu jest istota całego Zmartwychwstania. Absolutnie nowa rzeczywistość, do której właściwie jesteśmy stworzeni, jako istoty duchowo-cielesne. Spotykamy się z tą rzeczywistością i tworzymy relację przez „mój”.

To jest relacja miłości. Można sobie gotować nie wiadomo co, świętować nie wiadomo jak, odpoczywać nie wiadomo w jaki sposób, wyjeżdżać nie wiadomo gdzie, gromadzić się nie wiadomo z kim. I to nie ma żadnego znaczenia, kiedy nie ma tego „mój”. I całe Triduum Paschalne, to jest doświadczenie śmierci Chrystusa. Przez tę jego ludzką śmierć doświadczamy boskiej miłości. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”, po ludzku. Na krzyżu umiera prawdziwy człowiek o nieskończonej godności Pana Boga. Każda śmierć ma jakąś wartość ale śmierć Jezusa ma wartość nieskończoną. Można powiedzieć tak: Zbilansowanie ludzkiego grzechu na krzyżu, poprzez zmartwychwstanie, to otwarcie zupełnie nowej przestrzeni. Po grzechu pierworodnym ludzie wylecieli na drugą stronę drzewa poznania dobra i zła. Człowiek zaczął majstrować koło tego, co jest dobre, a co jest złe i to nasz największy dramat.

Bóg powiedział: „Nie rusz tego! Możesz wszystko ruszać ale nie mieszaj mi się w instrukcję obsługi człowieczeństwa, bo to ja jestem producentem”. Ale człowiek nie mógł się powstrzymać, więc wylądowaliśmy po drugiej stronie. A kluczem do przejścia z powrotem w tę idealną relację między Bogiem, mężczyzną i kobietą, współpracy w Dziele Stwarzania, jest krzyż. Bramą jest pusty grób Chrystusa. I tyle w tym temacie. Patrzymy na różne cywilizacje, religie. One wszystkie dotykają tej problematyki. Ale żadna nie daje takiej odpowiedzi, jaką daje chrześcijaństwo. I to są dla mnie Święta. Jak się do nich przygotować? Jeśli chcę powiedzieć „mój”, muszę stanąć w prawdzie. To jest to, co stało się z kobietą schwytaną na cudzołóstwie. Faceci, którzy ją oskarżali wzięli swoje grzechy i poszli w pole. Ona oddała swój grzech Chrystusowi, który wziął ten grzech i poszedł na krzyż. Ale powiedział jej jasno: „Idź i odtąd już nie grzesz”. To sakrament pokuty: daję mój grzech na krzyż i mogę zacząć od nowa. Chrześcijaństwo, to religia nieustannego początku. I to jest fantastyczne, że ciągle mogę zaczynać od nowa. Do tego kwestia Eucharystii, sakramentu kapłaństwa. Święta Wielkanocne, to istota całego chrześcijaństwa w pigułce. Każda niedziela jest nawiązaniem do tych Świąt. Msza święta jest uobecnieniem śmierci, zmartwychwstania i wniebowstąpienia Chrystusa.

Jestem świadkiem tych wydarzeń i to jest niesamowite! Chrześcijaństwo ma taką siłę poprzez moje nawrócenie, moje „mój”. A za tym „mój” idzie spotkanie z Chrystusem, dawanie mojego grzechu, nieustanne nawracanie, relacja, codzienna Jego intronizacja. To jest Eucharystia! To, że w moje słabe, śmiertelne ciało mogę przyjąć nieskończonego Boga.