Dni Skupienia Architektów

"Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie. Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna - dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje."

Ps 127

Galeria zdjęć

Druga Niedziela zwykła

W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: "Nie mają wina". Jezus Jej odpowiedział: "Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czy jeszcze nie nadeszła godzina moja?" Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: "Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie". Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Jezus rzekł do sług: "Napełnijcie stągwie wodą". I napełnili je aż po brzegi. Potem powiedział do nich: "Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu". Ci więc zanieśli. Gdy zaś starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – a nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: "Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory". Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.

Komentarz

Cuda się zdarzają

 

Dziwne, nie znamy imion pary młodej, nie znamy dokładnej ilości zaproszonych gości, nie znamy menu, nic nie wiemy o kosztach tej uroczystości. Mimo to nie ma w dziejach świata bardziej znanego wesela od tego w Kanie Galilejskiej, niespełna 2000 lat temu.  

- Dlaczego tak się stało?

- Czy tamto wesele w Kanie, ma jakieś znaczenie dla tych, którzy dziś przygotowują się do zawarcia małżeństwa, albo w nim trwają?

Pierwszy cud Jezusa na weselu w Kanie Galilejskiej został niejako wywołany przez Maryję. To Jej na pozór banalne zdanie, skierowane do obecnego tam Jezusa, otwiera Jego cudotwórczą działalność: „Nie mają wina” . Maryja nie zwraca się z tym problemem do starosty, bo była praktyczną kobietą i doskonale wiedziała, że sytuacja go przerasta.  

Odpowiedź, jaką usłyszała od Jezusa, była niewątpliwie twarda. „Czy to Moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?”  Maryja zostawia tę ludzką wypowiedź Jezusa na pozór bez reakcji. Jakby ignorując opinię Syna, zwraca się do sług ze słowami: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Jest to ostatnie zdanie wypowiedziane przez Nią na kartach Ewangelii.

Maryja ma pełną świadomość faktu, po 30 latach mieszkania z Jezusem pod jednym dachem, że mieszkała nie tylko z prawdziwym człowiekiem, który jakby komunikuje – to nie nasza sprawa, ale również mieszkała z prawdziwym Bogiem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. To właśnie, swoim ostatnim zdaniem, zwraca się do Jego Boskiej natury i niejako wywołuje nadprzyrodzoną reakcję - cud.

Można w naszych dociekaniach posunąć się jeszcze dalej. Zjednoczenie Matki i Syna było takie duże, że to On mówi przez Nią. Maryja poddaje się Boskiej woli Jezusa dla dobra tej młodej rodziny gospodarzy. Mamy tu podwójne zjednoczenie Boga i człowieka, to niepojęte dwóch natur w Jezusie, oraz to dla nas dostępne, podobne do  Maryi i Jezusa.

Pierwszym odbiorcą tego daru jest Pan Młody. Można powiedzieć – dziwne. Przecież o nic nie prosił, o nic nie pytał, o niczym nie wiedział, jedynie, to nie wyrzucił Jezusa za drzwi. A na końcu jeszcze zebrał pochwałę.

Na tym właśnie polega ślub kościelny, czyli sakrament małżeństwa. Na zaproszeniu Chrystusa do tej przestrzeni ludzkiej cudownej miłości między mężczyzną a kobietą i niewyrzuceniu Go za drzwi. Smutne doświadczenie uczy, że w wielu, bardzo wielu związkach między ochrzczonymi, nie ma miejsca dla Jezusa. A nawet jak jest zaproszony, bardzo często i bardzo szybko ląduje za drzwiami. Zarówno u jednych, jak i u drugich, pretensji o brak cudu, nie brakuje i to posuniętych aż do stwierdzenia – po co On w moim małżeństwie i w moim domu. Następne będzie bez Niego.

Wielu jest takich, którzy w swojej pomroczności tak pozamykali serca i drzwi, że dla Boga nie zostawili najmniejszej szczelinki. Patrzą na swoje coraz bardziej dramatyczne życie i swój coraz mniej atrakcyjny dom i mówią: - tu się już nic nie da zrobić. I tak żałośnie czekają, aż śmierć rozwiąże  ich życiowe problemy. Smutne!

To właśnie dla nich szczególnie w tej ewangelicznej scenie jest nieprzypadkową postać Maryi. To Ona wstawia się u Jezusa tam, gdzie po ludzku nie ma już nic, gdzie nie świeci już żadne światełko. Może warto do Niej się zwrócić, póki zegar życia jeszcze tyka.

I na zakończenie jeszcze jedno. Wody Pan Jezus w Kanie nie nosił. Wykonuj Jego polecenia nawet wtedy, gdy będziesz w 100% pewny, że są nielogiczne.

Ks. Lucjan Bielas