Dni Skupienia Architektów

"Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie. Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna - dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje."

Ps 127

Galeria zdjęć

XXXIII Niedziela zwykła - Ewangelia według św. Mateusza 25, 14-30

Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: "Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem". Rzekł mu pan: "Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana". Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: "Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem". Rzekł mu pan: "Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię; wejdź do radości twego pana". Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: "Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność". Odrzekł mu pan jego: "Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz w ciemności; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.


Komentarz

Czas i sytuacja, w jakiej się znajdujemy, domaga się odpowiedzi na to pytanie. Szukając jej, wsłuchujemy się w słowa Chrystusa, który opowiada przypowieść o talentach. Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Rozdzielony majątek był spory i mniej więcej odpowiadał 50 000, 20 000 i 10 000 denarów. Denar to była godziwa zapłata za jeden dzień pracy. Pan znał swoich podwładnych i dokonał podziału według indywidualnych możliwości każdego z nich. Wszyscy wiedzieli jakie oczekiwania miał pan, a rozdysponowany majątek nie był  prezentem, lecz zadaniem. Dwaj pierwsi wywiązali się znakomicie, każdy z nich podwoił powierzony kapitał. Mimo że dysponowali różnym majątkiem, ostateczna nagroda była taka sama: wejdź do radości twego pana.

Trzeci sługa zachował się pasywnie. Zakopał powierzony talent, co uchodziło za niezyskowny wprawdzie, ale za to, najbezpieczniejszy sposób zabezpieczenia pieniędzy. To złudne poczucie bezpieczeństwa trwało do momentu powrotu pana. Nic go nie uchroniło, talent trzeba było odkopać i stanąć przed panem. Cała narracja, jaką do tego dołożył, nie tylko go nie uratowała, lecz pogrążyła. Pan osądził go według słów, które wypowiedział, czyli według sumienia, jakie posiadał. Można powiedzieć, że sługa sam na siebie wydał wyrok.

Można długo analizować przyczyny wewnętrznego zakłamania trzeciego sługi. Miał wiedzę i świadomość taką jak dwaj pozostali, lecz brakło mu entuzjazmu, który wynikał z relacji osobistej do pana. Zaowocowało to strachem i najgorszą decyzją.

Jesteśmy mocno zasmuceni sytuacją w Kościele, w świecie i w naszej Ojczyźnie. Miało to swoje uzewnętrznienie 11 listopada, w dniu naszego narodowego dziękczynienia za dar wolności. Nie było w nas radości, lecz przygnębienie.

Dlaczego?

Odsunęliśmy na boczny tor w naszym narodowym świętowaniu przypadające w tym dniu wspomnienie św. Marcina. Tymczasem ten legionista rzymski, mnich i biskup z Tours, żyjący w IV wieku, w czasach napięć  w świecie i Kościele, zbliżonych do naszych, ma nam wiele do przekazania.

Przede wszystkim entuzjazm, jaki posiadł w spotkaniu z Chrystusem i z nieustannej z Nim łączności pozwalał mu na zachowanie posłuszeństwa wobec władzy świeckiej i kościelnej, a jednocześnie na proaktywną postawę w swej działalności. Podobnie jak św. Ambroży z Mediolanu, Marcin z Tours potrafił sprzeciwić się katolickiemu cesarzowi Maksymusowi w związku z niesprawiedliwym wyrokiem wydanym na Pryscyliana. Miał odwagę inicjacji duszpasterstwa wiejskiego w Galii i życia jako mnich będąc biskupem, czym irytował wielu matadorów kościelnej hierarchii. Marcin nie stracił nigdy entuzjazmu, nie stracił bowiem żywej relacji z Chrystusem, od którego otrzymał zadanie do wypełnienia. Dzień jego śmierci, 8 listopada 397 roku, a więc moment stanięcia przed Chrystusem, moment oddania talentów, które otrzymał i pomnożył, znakomicie przedstawił w liście Sulpicjusz Sewer.

Kiedyś i ja stanę przed Panem albo z tym, co przymnożyłem albo z tym, co zakopałem. Może więc, póki jeszcze czas warto postawić sobie pytanie: czy jest we mnie entuzjazm, ale taki prawdziwy, taki oparty na relacji z Chrystusem?

 

Ks. Lucjan Bielas