XII Niedziela zwykła - Ewangelia według św. Marka 5, 35-41
Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? ... Czemu tak bojaźliwi jesteście?
Komentarz
Wielu słysząc słowa Ewangelii wg św. Marka, opisujące burzę na jeziorze, stwierdzi – no tak, jakże trafiony tekst na nasze czasy, znakomicie wpisujący się w nasze odczucia, nasze myślenie i w nasze rozmowy. W naturalny przecież sposób porównujemy Kościół Chrystusowy do łodzi Apostołów unoszącej się na wodach tego świata, raz mniej, raz bardziej wzburzonych. Są czasy, kiedy to żeglowanie wydaje się przyjemne i bezpieczne, bo morze jest spokojne, a wiatry pomyślne. Są czasy, kiedy wiatry są przeciwne, i tym większym trzeba wykazać się żeglarskim kunsztem.
Choć obsada łodzi nieustannie się zmienia i raz jest lepsza, raz gorsza, to jej dobór zależy od Tego, który jest, można tak powiedzieć, głównym Armatorem i stałym Pasażerem. Nie jest ta łódź, jakby niektórym się wydawało, luksusowym jachtem wycieczkowym, ale jest to konkretna łódź rybacka, przeznaczona do specjalistycznych połowów. Jezus, bo to On jest główną postacią, przy samym werbunku załogi przedefiniował jej zadania: Pójdźcie za Mn, a uczynię was rybakami ludzi (Mt 4,19). I można zaraz dodać – rybakami życiowych rozbitków. I to nie ma znaczenia, że ta łódź jest mała, że jezioro duże, że ilość rozbitków jest gigantyczna. To wszystko działa, ale w zupełnie innej logice i przy każdej pogodzie.
Opisane w dzisiejszej Ewangelii „szkoleniowe warsztaty” dla załogi, znakomicie wpisane w życie, mają zdecydowanie uniwersalny charakter. Członkowie załogi, aby zyskać celującą ocenę, nie powinni byli budzić Jezusa. Powinni byli wykonywać swoją pracę jak najlepiej i całkowicie Mu – Bogu zawierzyć, pomimo śmiertelnego niebezpieczeństwa, w którym się znaleźli, a jego stopień przerastał ich ludzkie umiejętności. Warto oczami wyobraźni przenieść się w tamte realia, w tamtą burzę, w tamtą łódź miotaną falami, w tamto śmiertelne zagrożenie i zobaczyć śpiącego Cieślę z Nazaretu umęczonego do granic ludzkich możliwości. Warto zobaczyć w swej ludzkiej wyobraźni, jak przerażeni rybacy budzą Cieślę z pytaniem pełnym wyrzutu i zawiedzionej nadziei: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? Widać, że zaczął przebijać się w ich głowach jako ktoś większy niż cieśla, większy niż wędrowny nauczyciel, ale jeszcze do końca nie wiedzą, kim jest.
On, powstawszy, zgromił wicher i rzekł do jeziora: "Milcz, ucisz się!" Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: "Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!"
Ocena z „warsztatów” to słabe dostateczny, ale ich pozytywny skutek to pytanie, które powstało w ich głowach, pytanie, które otwiera oczy, umysł i serce. Zadawali je między sobą, ale tak naprawdę było ono najbardziej osobistym pytaniem każdego z nich: Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne? Specyfiką tego pytania jest to, że pełnej odpowiedzi na nie, będziemy szukać do końca życia, a po śmierci przez całą wieczność, szczęśliwi, że jej szukamy. Wieczność będzie nieustanną fascynacją poznawania Ojca, Syna i Ducha Świętego!
Ta ewangeliczna scena przekłada się zarówno na nasze mylenie o Kościele, a także o sakramencie małżeństwa i o wszystkich innych dziełach, do których zaprosiliśmy Jezusa, a są ukierunkowane na drugiego człowieka. Przede wszystkim jednak wchodzi ona głęboko we wnętrze każdego z nas, który w łódce swojego życia ma jeszcze Chrystusa.
Ks. Lucjan Bielas