Święto Chrztu Pańskiego - Ewangelia według św. Marka 1, 7-11
(Iz 55, 1-11; 1 J 5, 1-9; Mk 1, 7-11)
Opis chrztu Jezusa w Jordanie, pozostawiony nam przez Ewangelistę Marka, jest bardzo krótki, ale też i przez to, bardzo wymowny.
Choć liturgiczny czas Bożego Narodzenia formalnie się kończy, to cały czas w naszym akcie wiary, radością tego wydarzenia oddychamy. Syn Boga Żywego, dla Którego nie ma rzeczy niemożliwych, uniżył się do bycia Człowiekiem. I tak Jezus przez wcielenie przyjął ludzkie ciało, lecz nie to ciało Adama z raju, lecz ciało Adama po grzechu. Jezus sam był bez grzechu, lecz z miłości do człowieka przyjął jego ciało z wszystkimi konsekwencjami ludzkiej winy, aby właśnie w tym poranionym ciele dokonać dzieła odkupienia.
Dzisiaj, Jezus, wchodząc w wody Jordanu, sam, choć bez grzechu, solidarnie stanął między grzesznikami. To nie była zorganizowana grupa przestępcza, jakich to przecież na tym świecie jest pełno. Przez postać Jana Chrzciciela i przez jego naukę, w naturalny sposób dokonała się selekcja grzeszników. Paradoksalnie, pośród nich wielkość grzechu nie ma tutaj istotnego znaczenia, lecz kluczowe jest spojrzenie na grzech i na Boskiego Prawodawcę. Z wiarą, że Bóg może i chce ich pojednania z Nim, przychodzą nad Jordan, wyznają swoje grzechy, podejmują konkretne działania i zmiany w życiu. To właśnie pośró takich stanął Jezus ze swoją deklaracją solidarności.
Chrzest przyjął tak, jak wszyscy, lecz przy wyjściu z wody stało się coś niezwykłego: ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: "Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie". Jest dla nas otwartym pytanie: czy to doświadczenie i te słowa, były wtedy tylko udziałem Jezusa, czy też doświadczył tego Jan, albo jeszcze inni świadkowie? Faktem jest, że u progu swojej misji Jezus w swej ludzkiej postaci otrzymuje wsparcie Ojca Niebieskiego i Ducha Świętego. W pełnieniu swojej zbawczej misji nie jest sam.
Wspomniana skąpość Markowego opisu daje nam możliwość szerszej interpretacji wydarzenia i przełożenia go na życie każdego z nas, którzy przyszliśmy nad szeroko rozumiany Jordan. Dzieło odkupienia już się dokonało. Ochrzczeni w Imię Trójcy Przenajświętszej jesteśmy wolni od grzechu pierworodnego. Dzięki Jezusowi jesteśmy dziećmi Boga, do Którego możemy mówić wraz z Nim – Ojcze!
Choć dalej grzeszymy, to jednak przychodzimy regularnie nad Jordan, aby ten grzech nazwać, oddać go Chrystusowi i ze szczerym postanowieniem poprawy wrócić do naszej rzeczywistości. Te nasze powroty nad Jordan nazywamy Sakramentem Pokuty. Tworzy się niezwykła solidarność grzeszników znad Jordanu, Jezusa, wcielonego Słowa i otwartego Nieba. W tej to solidarności doświadczamy zstąpienia Ducha Świętego i każdy może usłyszeć słowa Ojca Niebieskiego, które może usłyszeć tylko dziecko – tyś jest syn mój umiłowany, moja córka umiłowana, dziecko, w którym mam upodobanie.
Po takim doświadczeniu wiary, wychodząc z owego Jordanu, będziemy tak, jak Jezus znać, misję, jaką mamy podjąć, do jakiej Bóg nas zaprosił i przygotował. Nie będzie to wtedy bańka moich marzeń, chmurka snów i ludzkich ambicji, w których to realizacji zostałbym zapewne absolutnie sam. Tylko przez rozeznanie Jego woli i decyzję o jej pełnieniu, spełnię moją misję i też osobiście najwięcej osiągnę.
W tym Jordanie jestem w tłumie innych grzeszników, takich, którzy podobnie jak ja, chcą się zmienić. Mają odwagę wyznać swój grzech, podnieść głowę do nieba i nazwać swoją misję.
To jest moje środowisko.
Tymczasem jest ciągle pokusa, aby wzorców szukać u tych, których tutaj nie ma, albowiem uważają się za lepszych i bez grzechu. Często mają inną rangę społeczną tak, jak wtedy ówczesne elity religijno-polityczne. Jest też pokusa, aby wyciągać przypadki znad Jordanu, różnych obłudników i dzielnie ogłosić, że niejeden z tych, którzy chodzą do spowiedzi, jest gorszy od tych, co nie chodzą.
Wejście do Jordanu to nie tylko czas Sakramentu Pokuty, ale również przez rachunek sumienia, element naszej codziennej modlitwy. To bardzo praktycznie pozwoli nam budować prawdziwą solidarność z Bogiem i z innymi grzesznikami.
Ks. Lucjan Bielas